Graffiti – sztuka czy wandalizm?
Bez wątpienia ruch, którego początki datuje się na przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zapoczątkował erę dyskusji i debat w środowiskach artystycznych, które trwają aż po dzień dzisiejszy. Początki lat osiemdziesiątych w Nowym Jorku to okres, w którym nagle miasto zaczyna pokrywać się kolorowymi napisami, najczęściej będącymi pseudonimami autorów. Napisy stają się plagą miasta, a pojawiają się jak grzyby po deszczu i coraz częściej w miejscach najbardziej widocznych. Młodzież Afroamerykańska stała się prowodyrem ruchu, który w kolejnych latach miał zawładnąć całym światem, dzieląc ludzi na stanowczych przeciwników oraz entuzjastów nowej formy sztuki, w której pierwiastek rebelii odbierany jest jako atut. Z czasem napisy przybierają formę bardziej skomplikowaną formę, a artyści tworzą, tzw. „style”, urozmaicając pracę samodzielnie wypracowaną formą i innowacyjnym podejściem do liter. Miasta zalewa kolor nierespektowany i niechciany przez władze. Ucieczki to dla młodych grafficiarzy chleb powszedni. Wyjątkowo niebezpieczne nocne akcje odbywają się na torach kolejowych, gdzie skład pociągu staje się płótnem i to mobilnym. Na przeszkodzie nie stoi również fakt, że „zniszczone” farbą pociągi mają nie opuszczać zajezdni kolejowych do momentu, kiedy pracownicy nie usuną całkowicie aktów wandalizmu. Hermetyczne środowiska młodych grafficiarzy rozrastają się, a wśród młodych artystów wytwarza się pewnego rodzaju rywalizacja, która polega na malowaniu spray’em w miejscach, które wymagają od autora podjęcia największego ryzyka. Prace powstają na składach kolejowych, widocznych elewacjach, w metrze i na każdej powierzchni, która nadaje się do pokrycia farbą. Liczy się styl i lokalizacja. Nagrodą jest prestiż i satysfakcja. Pionierzy graffiti dzisiaj uznawani są za legendy jednego z największych ruchów artystycznych dwudziestego wieku, a koszt ich prac opiewa na ogromne kwoty, choć niewiele wskazywało na to w złotej erze graffiti, kiedy każdy z nich musiał liczyć się z odpowiedzialnością karną za tworzenie własnych dzieł. Dzisiejsze graffiti, a także ludzie, którzy wyrośli na pracach pionierów z Nowego Jorku to nieco ugrzeczniona wersja zbuntowanej młodzieży. Twórcy niezwykłych murali postrzegani są jako artyści z najwyższej półki, nie jako wandale kojarzący się wyłącznie z niszczeniem mienia i własności miasta. Najpopularniejszym ulicznym artystą z pewnością jest Banksy, którego tożsamość wciąż jest nieznana, choć uchodzi za współczesnego geniusza i człowieka mającego realny wpływ na rzeczywistość i postrzeganie społecznych problemów. Po wielu perturbacjach i naturalnej ewolucji, graffiti w końcu zyskało należny status sztuki, której warto się przypatrywać, by nacieszyć oko, a także by wyciągnąć szereg wniosków. Nie każda bowiem dziedzina sztuki miała taka złe rokowania jak graffiti, które na szczęście zdołało się obronić, wciąż ewoluuje i zaskakuje mnogością rozwiązań.